14-krotny Mistrz Polski został uratowany przez miasto. Dzięki pożyczce za jaką opowiedzieli się radni Chorzowa, klub będzie mógł się całkowicie oddłużyć. Władze Ruchu zawarły porozumienie z funduszem, zgodnie z którym wierzytelności zostały zredukowane z 22 do 12 mln zł. Do spłaty zostały również zaległości zewnętrzne, czyli w sumie około 18 milionów złotych, jakie klub otrzymał od miasta.
Nie wiadomo natomiast jak ma odbywać się spłata pożyczonych pieniędzy. Czy kiedykolwiek włodarze z Cichej na czele z Dariuszem Smagorowiczem oddadzą pieniądze? To jest spory znak zapytania. Według nas raczej się tak nie stanie, a kredyt wobec miasta zostanie zaciągnięty na wieczne oddanie. Istnieje przecież możliwość, że w najbliższych latach klub dalej będzie tracił, a wtedy sama spłata tym bardziej nie będzie możliwa.
Po co więc cała szopka?
Pod miejską kroplówką są między innymi Korona Kielce, Górnik Zabrze, Śląsk Wrocław czy Piast Gliwice. Jednak sam fakt łożenia pieniędzy na zespoły związany jest ze strukturą własnościową w danym klubie, gdzie miasto często jest właścicielem. Włodarze miejscy wykładają co roku kasę na funkcjonowanie klubu, czasem dają również dotacje, tak jak to było w Kielcach, na bieżące funkcjonowanie, czy też spłatę zadłużeń. W Chorzowie jest inaczej, gdzie Ruch zarządzany jest przez Sportową Spółkę Akcyjną, a akcje klubu może nabyć każdy. Właśnie dlatego, formalnie miasto nie może przekazać „dotacji”, tak jak w przypadku Korony. Co prawda zabezpieczeniem kredytu mają być wpływy z telewizji oraz większościowe udziały w klubie warte 6,5 miliona złotych, jednak nikt nie wyobraża sobie sytuacji kiedy zespół z Chorzowa przejmowany jest przez urzędników.
Zapisy formalne przy udzieleniu kredytu mają zabezpieczyć radnych i prezydenta Chorzowa przed kolejnymi firmami o podobnej strukturze własnościowej, którzy tłumnie mogą składać wnioski o dofinansowanie lub też pożyczki od miasta. W praktyce klub dostanie te pieniądze, bo jest ikoną miasta, które niejako promuje, a zaległości pójdą w niepamięć.
Dało się tego uniknąć?
Powiedzmy sobie szczerze, miasto wrzuciło do studni 18 milionów, których raczej nie odzyska. Piłka nożna w wydaniu krajowym zwykle nie przynosi zysków. Mimo zapewnień klubu, że przez ostatnie pół roku w bieżącej działalności klub wychodzi na zero, a nawet osiąga zysk co podkreślał Sławomir Janiszewski, członek rady nadzorczej Ruchu z ramienia miasta, nie mamy pewności, czy tak będzie w kolejnych latach. Są to spore pieniądze, jednak zysk generowany nawet przez największych w polskiej piłce, czyli Legię i Lecha, pewnie też nie wystarczył by w krótkiej perspektywie czasu na spłatę aż tak dużej (i ciągle narastającej z racji o odsetek z kredytów) sumy, a co dopiero w przypadku Ruchu Chorzów.
Można temu było zapobiec, prowadząc nieco bardziej rozważną politykę transferową w ostatnich latach, ciąć koszty przeznaczane na pierwszy zespół (wprowadzono to dopiero w ostatnim czasie stawiając na młodych, tańszych zawodników), które co prawda przynosiły efekty na rynku krajowym (dwa razy podiom Ekstraklasy w ostatnich pięciu latach), ale klub i tak nie potrafił ich w dłuższej perspektywie czasu przekuć na sukces finansowy. Ograniczały go przede wszystkim względy infrastrukturalne związane z małą pojemnością stadionu przy Cichej oraz jego braku przystosowania do norm obowiązujących w europejskich pucharach.
Innym sposobem, wydawałoby się najbardziej logicznym, byłaby sprzedaż zawodników. Klub całkiem niedawno sprzedawał bramkarzy: Kamila Grabarę do Anglii oraz Krzysztofa Kamińskiego do Japonii, za obu otrzymał w sumie około pół miliona euro. Następni w kolejce są Mariusz Stępiński, Patryk Lipski i Kamil Mazek. Chorzowianie mają nawet kupca na całą trójkę. Nieoficjalnie mówi się o zainteresowaniu Rubina Kazań, który mógłby wyłożyć kwotę zbliżoną do tej jaką Ruch otrzymał od miasta. Taki manewr nie spodobałby się na pewno kibicom, jednak odejście całej trójki jest raczej nieuchronne i mimo pożyczki, klub z Cichej w najbliższym czasie otrzyma również pieniądze z transferów.
W klubie będzie jednak lepiej
Ten klub od tej pory będzie innym klubem, a miasto będzie miało kontrolę nad decyzjami, które są podejmowane. Myślę, że to jest moment zwrotu klubu o 180 stopni w dobrym kierunku – mówił prezydent Chorzowa Andrzej Kotala zaraz po sesji rady miasta. Jest to bardzo słuszna decyzja prezydenta, który w końcu „przypilnuje” klub i jego wydatki, aby w przyszłości sytuacja się nie powtórzyła. Drugą decyzją jest odłożenie na co najmniej dwa lata budowy nowego obiektu przy Cichej. Sądzimy, że jest to dobry moment, by zastanowić się nad sensem powstania tego obiektu. Ruch za rok ma się przenieść na Stadion Śląski, który w końcu zostanie ukończony i wzorem Lecha, Śląska, Lechii i Wisły osiedlić się na stadionie szykowanym przed Euro 2012. W tym miejscu należy pomyśleć, czy nie lepiej byłoby gdyby obiekty przy Cichej przeistoczyć w porządną akademię, natomiast drużyna swoje mecze na stałe rozgrywałaby na Stadionie Śląskim? Widzimy w jakim stopniu używane są byłe areny Euro 2012. W zasadzie tylko Stadion Narodowy zarabia na swoje utrzymanie, natomiast reszta przynosi spore straty, które w niewielkim stopniu są minimalizowane przez grające na nich kluby (jednak straty są nieco mniejsze, a kluby mają nowoczesne obiekty). Czy nie warto by było zrobić i tym razem?
Chęć ratowania klubu z długów (i być może w końcu ich oddanie miastu) przez kibiców może przekuć się w chociaż przeciętną średnią frekwencję na tak dużym obiekcie, jaką byłoby 15-16 tys. widzów co spotkanie. Taką zakłada m.in. prezes Ruchu Chorzów – Dariusz Smagorowicz. Dla mnie bezsensem jest budowanie drugiego obiektu w mieście jeśli oba prawdopodobnie przynosiłyby większe, bądź mniejsze straty miastu i województwu (w przypadku Stadiony Śląskiego). Zamiast przeznaczyć pieniądze na budowę nowego stadionu, warto zainwestować w obiekty dla akademii, które w przyszłości mogłyby przynieść znacznie więcej korzyści finansowych. Z całą pewnością kasa ze stadionu starczy na budowę akademii i nowych budynków klubowych, a także na utrzymanie Stadionu Śląskiego na kilka ładnych lat. Ruch w dodatku miałby obiekt na światowym poziomie już teraz, bez czekania na zbudowanie swojego, do tego sam obiekt przynosiłby mniejsze straty właścicielowi.
Najważniejsze, że klub zostanie na mapie Polski
Dla ludzi futbolu wsparcie jakiegokolwiek utytułowanego klubu w kwestiach finansowych w celu jego ratowania powinna być odbierana pozytywnie. W gestii miasta jest to, czy pieniędzy nie dostanie z powrotem, czy w jakiś sposób je odzyska. Nie dobrze by było dla naszego futbolu gdyby Ruch, Korona czy Górnik, które miały ostatnio spore w tej kwestii problemy, podzieliły los ŁKS-u, Widzewa czy Polonii. Tam postawiono na oszczędność, a miasto patrząc na swój budżet podeszło nieco bardziej rozsądnie. Ciężko jednak zrozumieć, dlaczego nie było pieniędzy na przejęcie przez Łódź obu upadających klubów, natomiast na budowę dla nich obiektów, już tak. Pomijam fakt sensu takiej budowy obu stadionów zwłaszcza w tym momencie, kiedy obie drużyny miotają się po niższych klasach rozgrywkowych i nie będzie ich stać na utrzymanie obiektu oraz jego tłumne zapełnienie. W przypadku Chorzowa, ciężko jednak wyobrazić sobie fakt, gdy Ruch dalej mając problemy (oby nie!) będzie musiał zwrócić pieniądze pożyczone od miasta, które nalegając na to, spuści Ruch na samo dno polskiej piłki.